niedziela, 13 lutego 2011

Bo porody sa przereklamowane…


Dobra, zebrałam się w sobie, okiełznałam Małego Wielkiego Człowieka – trochę się zdążyliśmy poznać przez ten tydzień i ze sobą oswoić, zatem wygospodarowałam chwilę, żeby coś skrobnąć a i nastrój sprzyja.
                Po poprzednim wpisie można się domyśleć, że już we troje zamieszkujemy ten sam adres. Ale jak to było? Obiecałam kilku osobom, że o porodzie będzie, zatem w tym wpisie o porodzie:)

zaczęło się tydzień po terminie – dokładnie  w pierwszy dzień 41 tygodnia ciąży. O 1 w nocy dostałam bóli – a ile to bólami można nazwać – coś tam gdzieś tam mnie ciupało :) Przed snem jak zazwyczaj obejrzeliśmy z Małżonem - Housa, tym razem nie odleciałam po 15 minutach oglądania, pochłonęłam 2 ostatnie odcinki szóstego sezonu, a że nie miałam więcej, mówię – i co teraz? Wiec nie czekając długo poszłam pod prysznic szukając ulgi dla upierdliwego ciupania, a następnie wzięłam się za pisanie pracy zaliczeniowej. Koło 4.30 skończyłam, położyłam się spać o ile to spaniem można nazwać – czuwanie jak nigdy miałam włączone i tak do 11 z małą przerwą na oddelegowanie familii do prac.
Wstałam, znów poszukiwanie ulgi pod prysznicem – ze skutkiem marnym no to leżonko. Wiec legła się baba ociężała i zastanawia się czy to TO czy nie TO. Blipowa koleżanka stwierdziła zgrabnie – że jak boli dłużej niż 4h i nie przechodzi po prysznicu to znaczy, że się zaczęło. No to jak się zaczęło to liczymy. Wiec liczę skurcz minuty – skurcz – wyszło ze co 10 minut  ale takie znośne myślę, więc to raczej jeszcze nie to. To pochodziłam to zjadłam śniadanie. W ten dzień mięliśmy KTG na 17 więc mówię poczekam to zobaczę, ale o 14 skurcze były co 6-5 minut więc mówię OHO!
Dzwonie do mamy:
- Ja chyba jednak rodzę.
- Już jadę.
- Dobra, podjedziemy po drodze po R. i dalej do szpitala.
Jeszcze tylko do Małżona napisze:


03/02/2011 14:00:32 Asia: skurcze co 5 min, dzwonie do poloznej
03/02/2011 14:00:51 R.:): dżyzys
03/02/2011 14:00:55 R.:): zbierać się do chaty ?
03/02/2011 14:01:24 Asia: ze spokojem
03/02/2011 14:01:25 Asia: :)
03/02/2011 14:01:35 R.:): serce mam juz w gardle
03/02/2011 14:28:36 Asia: jadymy po Cie:)
I pomyśleć, że chwilę wcześniej twierdził, że nie pojedzie z Nami dzisiaj na KTG bo musi dokończyć kilka rzeczy. Ale mu pokrzyżowałam plany – a raczej nie ja. Mały Wielki Człowiek, na którego przyjście przygotowywaliśmy się przez 9 miesięcy, mimo, że termin jego wyŁONIENIA się (swoją droga trafne słowo) minął kilka dni wcześnie i tak nas zaskoczył.

Dalszy rozwój wydarzeń? Dojechaliśmy do szpitala i pokulałam się na porodówkę:
-Dzień dobry, ja wpadłam na przyjęcie.
- Skierowanie jest?
- Tak, przede mną. Nadciśnienie, ciąża przenoszona, skurcze co 5 minut od 1 w nocy.
- Proszę na badanie. I zobaczymy co dalej.
No to poszłam, w szczegóły się wdawać nie będę w każdym razie – 5 cm rozwarcia usłyszałam – na porodówkę.
No to dawaj! Podreptałam,  wkrótce dotarł do mnie R. moja mama w poczekalni dreptała z nóżki na nóżkę – tata się w najlepsze nartował (wyjechał 2 dni wcześniej po moich szczerych zapewnieniach, że poczekam na niego z porodem przecież już tyle przenosiłam, ze do soboty mogę poczekać – a tu w czwartek psikus). W każdym razie w całkiem przytulnym pokoiku rodziliśmy – pisałam o tym już wcześniej. Rozwój wydarzeń nieco zelżał na dynamice, rozwarcia jakie było takie się utrzymywało – chyba się lekko spięłam – czego absolutnie nie było widać po moim uśmiechu i żartach z rodziną i personelem, który usilnie próbował mi wmówić, że nie mam skurczy skoro taka radosna jestem to rodzić nie rodzę. No ale cóż – przecież mogłam się mylić, nie? Wcale nie mieć wysokiego progu bólu, tylko zwyczajnie SE wyczarować rozwarcie na czas badania i skurcze na KTG dochodzące do 90 też były moją imaginacją! A co!

I tak czekaliśmy – nudno aż było. Przyszła moja położna mówi trzemy piersi – działamy, tworzymy oksytocyne bo brzuch wysoko, rozwarcie jakie było takie jest – i tak od 19 tarłam i tarłam… I były skurcze ale bez szału. No to weszła Pani Marzenka ze swoją tajną bronią! Jebitną (przepraszam z wyrażenie) strzykawą przeźroczystego płynu w czymś co przypominało imadło z licznikiem taksówkarskim – swoją droga śmieszne urządzenie, które okazało się mało śmieszne kilka chwil później. To dopiero były skurcze. Jak moja położna weszła po kilkunastu minutach stwierdziła – NO! Taką cię chciałam Asieńka widzieć – a ja się skręcałam wprost proporcjonalnie do skrętu mych trzewi.
Nie wdając się w szczegóły powiem tak, starczyło mi sił na to, żeby samodzielnie chodzić do łazienki co wiązało się z chwilowym odłączeniem od kroplówki i KTG – nie powiem, że dziwnie często mi się siku chciało – przynajmniej raz na godzinę. Za drugim wyjściem mówię OHO! Dziwnie jakoś. Schodzę z wyrka, wraz z moim zejściem zeszły wody. W każdym razie wróciłam z łazienki z 9cm rozwarciem:] Długo nie czekając szybka akcja, trochę zamieszania, bladość na twarzy mojego Ślubnego, moja mama napierająca na mnie z jednej strony, położna z drugiej, 3 parcia i Młody z nami. II faza porodu 5 minut – Dziecku do dzisiaj opuchlizna z oczu schodzi:]
Reszty historii Wam oszczędzę, rodzące wiedzą co dzieje się dalej, nie rodzące mogą się domyślać albo dokształcić. U mnie obeszło się bez cięć i zbędnych szyć, zatem nie do końca poznałam jak widać przysłowiowy ból, pot i łzy:]
Stąd w moim mniemaniu porody są przereklamowane.
Choć Mąż mój stwierdził, że jednak na razie wstrzymamy się z kolejnym dzieckiem.

Młody: waga 3710, długość 54 cm, 10/10pkt, piękniutki różowiutki, nie żaden kurczakowy pomarszczuch. Na poporodowej do piersi brzdąca od razu i tak się uczyliśmy siebie z tym karmieniem przez następne dni – dzięki walczę obeszło się bez żółtaczki co zaowocowało niedzielnym wypisem do domu!
Wszystko póki co książkowo – tęcza smaków i kolorów. Dieta matki karmiącej + poród = 13 kg mniej (na 10ty dzień od porodu). Kupki, nocne wstawanie, ulewanie, odbijanie, laktacja, bolące piersi.
Wczoraj znalazłam idealna definicję ULGI, idąc pod prysznic patrzę w lustro jedna pierś „wyjedzona” druga zaś woła o pomstę do nieba (dosłownie i w przenośni) – pochwaliłam się rzecz jasna Młodemu Tacie kolejnymi zmianami w ciele Młodej Mamy (bo to jest niemiłosiernie fascynujące wszystko co się dzieje z organizmem kobiety po porodzie – zwłaszcza przez pierwsze dni/tygodnie) jak wyszłam młody już w ramionach Taty czekał na bufet, nakarmiłam Dziecię idę do R. i mówię, wiesz co to jest ulga? I położyłam jego rękę na cudownie miękkiej już piersi. Ach! Co to była za ulga!
Być może wydawać się będzie niektórym czytelnikom, że idiotycznie jaram się wcale nie tak bardzo fajnymi rzeczami jakie dzieją się z kobietą w tym czasie, ale ja np. jestem w szoku jak to się dzieje, że jak dziecko ssie pierś to może brzuch boleć dlatego, że się tyle dzieje, albo, że jak dziecko ssie to się robi mleko o tak się robi i się robi, ze jak już się narobi to może wkurzać. Albo że jak coś zjem to za 6h jak z zegarkiem w ręku zobaczą czy Małemu Wielkiemu Człowiekowi posiłek przypasił czy nie i będziemy mięli nockę z głowy.
Macierzyństwo jest fajne. Przynajmniej na tą chwilę. Nie myślcie sobie, że obeszło się bez ryku. Oj był ryk, mój, Syna – chyba jeszcze tylko Mąż nie płakał:] Była lekka depresja – albo przynajmniej zacząć się chciała, były wątpliwości, bezradność. Ale znów powiem, że wszystko jest kwestią podejścia. Logicznego myślenia, którym można sobie wytłumaczyć to co się dzieje.
Dzisiaj był długi wpis. Będą następne – obiecuję. Mam nadzieję, że z mniejszym odstępem czasu od tego.




2 komentarze:

  1. Ja też byłam (w sumie to nadal jestem) pod wielkim wrażeniem tego, że COŚ TAKIEGO, jak laktacja w ogóle występuje u rodzaju ludzkiego;) Niesamowite są te instynkty;)
    A z dzieckiem pierwszy miesiąc najtrudniejszy, następna cezura to 3 miesiące - z każdym dniem coraz łatwiej i lepiej. Powodzenia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aśka, tylko pozazdrościć takiej II fazy! Mam nadzieję, że mi w czerwcu pójdzie łatwiej niż przy Magdzie.

    Pozdrawiam Aga Ryś

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję!