poniedziałek, 31 stycznia 2011

kiedy, no?!

Cholestazy brak. to tak na początek - czy ktoś w ogóle czyta tego bloga, kurde? Czy prowadzę sobie dla ogólnych założeń autoterapii?
W każdym razie cholestazy ciążowej nie mam, w niedziele byliśmy zrobić badania, Kochana Położna zrobiła jeszcze KTG wszystko u Kreweta w jak najlepszym porządku - macica nadal leniwa.

sobota, 29 stycznia 2011

Kurde!


No, to jest 29 stycznia, termin miałam na 25 – leniwa macica, jakichkolwiek objawów porodu brak. I się nie zanosi. Od dwóch dni obserwuje u siebie swędzenie dłoni i nóg – dzwoniłam do położnej – lekarz stwierdził, że po ostatnim KTG oddaje mnie w jej ręce już do porodu. Zatem zadzwoniłam i zdalna diagnoza – „przeterminowana ciąża, nadciśnienie – wątroba pewnie – cholestaza ciążowa.”

wtorek, 25 stycznia 2011

No dobra...


Nie będę Was już dłużej w niepewności trzymać. Nie pisałam z jednego prostego powodu z dwóch jakie przychodzą do głowy. Otóż nie pisałam – BO NIE. Wcale nie dlatego, że byłam na porodówce skądże znowu, Krewetowi się nie spieszy jak widać. W zasadzie to mu się nie dziwię.
Dobra ogarniam mniej więcej co się działo.
O losie ostatni wpis sensowny z 11 stycznia – PRZEPRASZAM!:
- kilkudniowa gorączka – takie małe 40 stopni, początkowe podejrzenia padały na rota wirusy – czyli naszą kochaną grypą – okazało się, że to jednak prawdopodobnie – cycki:] Zastój jakiś czy coś.

niedziela, 16 stycznia 2011

chwilowo zaniemogłam.

Przepraszam. Jednakże drogi czytelniku to dla Twojego dobra i z wyrazem szacunku do Ciebie - chwilowo zaniemogłam piśmienniczo. Z powodów osobistych chciałoby się napisać - co w generalnym rysie sytuacji okaże się "gówno prawdą" :] Nie mniej jednak jeszcze na trochę się wstrzymam z wpisami, aby miejsce to nie przerodziło się enklawą wylania żali i pomyj jakich pełna jestem od kilku dni na pewnego Elegancika z Morskiej Pianki i spółki zdecydowanie z O.O.

Telegraficzny skrót:
Mam się nieźle. Stop. Jeszcze nie urodziłam. Stop. Wycieńczona fizycznie i psychicznie. Stop. Ludzie to idioci. Stop. Prysznic naprawiony. Stop. Odezwę się niedługo.

wtorek, 11 stycznia 2011

a jak to było u Was?


Napisałam na jednym z forów, stwierdziłam, że jak najbardziej wpis nadaje się również na bloga - zamieszczam do w oryginalnej postaci:
„Nie do końca jestem przekonana o trafności działu w jakim pisze, ale, cóż - najwyżej moderator przeniesie.
Jestem już na ostatniej prostej, jak spora część z Was Drogie Mamy, w zasadzie ciąża już donoszona i czekamy na wyklucie. I tak jakoś ostatnio mnie wszystko skłania do przemyśleń i wspomnień. I tak się zastanawiam jak to było u Was z tym jak dowiedziałyście się, że jesteście w ciąży, jak zareagowali Sprawcy? Rodzice?

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Zapomniałabym! O położnej, szkole rodzenia, tatusiach i kilku innych.

Ha! Zapomniałabym. Tak bardzo chciałam nadrobić zaległości świąteczno, przełomowo – roczne w pisaniu, że zapomniałabym napisać o spotkaniu z położną.
Zważając na to, że do szkoły rodzenia postanowiłam nie chodzić – wychodząc z założenia, że znam siebie na tyle, że wiem na ile wykładana teoria przedkłada się na zastosowanie w praktyce. W moim przypadku wynosi to tyle co nic, a mnożąc to przez fakt, że kobiety przecież radzą sobie doskonale intuicyjnie, rodzą samodzielnie, to przecież naturalny proces, nie? Postanowiłam w każdym razie sobie zaufać i położna utwierdziła mnie w tym fakcie.

czwartek, 6 stycznia 2011

Krótka nota sprawozdawcza.


To, że jestem w ciąży, żadną tajemnica nie jest, we wtorek dowiedziałam się, że jestem w ciąży DONOSZONEJ! Mogę rodzić z czystym sumieniem, zaczęłam 37 tydzień – we wtorek byliśmy u lekarza, Krewet ważył wówczas 3100, tyje po 100g dziennie czyli dziś waży mniej więcej – 3300. Kawał chłopa!

Nieszczęsny kocyk.

Bo wybraliśmy się po ten kocyk nieszczęsny. I wiecie co? Znów same pastele błękity, róże, beże. Zaczęłam wybrzydzać aż ma Rodzicielka zapytała czy my chcemy syna w czarny pled z czachami od małego wsadzać – Nie, nie chcemy. Ja bym chciała kocyk, taki ładny w kratkę.

Zakupy branżowe – czy to przyjemność?


                W ciąży – wypowiadając się z perspektywy wszystkich możliwych trymestrów ciążowych, które przebyłam powiem tak:
I trymestr – cudownie – chodzisz po sklepach, jak ten motylek latasz od półki do półki – pod warunkiem, że nie masz nudości i połowy dnia nie przesiedzisz w toalecie – mnie to na szczęście ominęło. Z resztą zakupy to przecież – podobno- zawsze cudowna forma spędzania czasu dla kobiety.
II trymestr – apogeum dobrego samopoczucia – rzyganie (mój Mąż nie cierpi tego określenia, więc w tym miejscu serdecznie Cie ściskam!) minęło, brzuszek zaczyna być widoczny, choć nieuciążliwy, piersi urosły co sprawia u niejednej z Pań błogi uśmiech – u innych JUŻ przestały boleć.

wtorek, 4 stycznia 2011

jutro.. jutro...

obiecuję, że napiszę. A jest o czym - nawet fotek kilka wrzuca, a co tam! Dzisiaj padam na pyszczek - ostatnie 2 dni tradycyjnie pełne wrażeń:)

Także aj promis, że jutro w ciągu dnia pojawi się notka:)

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Świąteczno - sylwestrowe streszczenia tygodnia szalonego.

Dobra piszę, bo im dalej to odwlekam to chyba już tylko gorzej będzie. Postaram się krótko i raczej powstaną dwie notki jedna świąteczno – noworoczna, druga zaś ciążowo – problemowa.
                Wspominałam po krótce o przebojach świątecznych. Do babuszki Naszej zjeżdża się cała rodzina – tak, tak słodko sielankowo, duża choinka, zapachy z kuchni już tydzień przed świętami, więc nic jak tylko jechać z Małżonem i pomóc Seniorce Rodu w przygotowaniach kolacji.
23 grudnia
                Zatem komu w drogę – temu wrotki i „pojechali my”, już w czwartek, ALE jeszcze – wcześniej R. podrzuciłam na rozmowę kwalifikacyjną – podnietka mego Męża – bezcenna (ach! Żeby on codziennie tak szybko z wyra wstawał!). Także samiec wysiada, samica nawraca autem i BUM! JEBUT! W dostawcze auto – szło nie zauważyć we wstecznym lusterku