wtorek, 28 grudnia 2010

Bo mi głupio..

Tak, właśnie tak. głupio mi, że nic nie pisze, mimo, że tyle do napisania - muszę to sobie wszystko poukładać, znaleźć chwilę między spaniem a jedzeniem i OBIECUJĘ, że napisze co i Nas i jak się sprawy mają. Póki co punktuję w głowie jak ma to wyglądać.
W każdym razie w telegraficznym skrócie:

środa, 22 grudnia 2010

Taki ze mnie wzorowy Home manager, a co!


A się rozpędziłam z tymi fotkami – dzisiaj też kilka dodam, a co tam! W całej gorączce tygodnia przedświątecznego dzień upływał pod hasłem – robimy prezenty. Jako, że budżet młodego małżeństwa znacznie uszczuplony przez nadchodzącego członka rodziny, przeprowadzkę, ślub i fakt, że pracuje tylko jeden ze sprawców powyższych zdarzeń a w branży chwilowy zastój (miejmy nadzieję, że chwilowy). A, że rodzina liczna to i prezenty znacznie by nadszarpnęły sakwę. Tak swoją drogą to prezent wykonany własnoręcznie nie dość, że unikatowy, jedyny w swoim rodzaju, z dusza to jeszcze w mojej opinii jakiś taki, wartościowszy – ale o tym chyba już wspominałam wcześniej.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Dzisiaj fotkowo.

Tak, jak obiecałam - wrzucam fotki - na pierwszych jak widać choinka nasza w całej okazałości (pochwaliłam się na blipie to i tutaj wypada, nie?:)) Na kolejnych znajdziecie ozdoby o których wspominałam wcześniej - mimo, że połowa w ogóle nie została wykorzystana. Może i lepiej, że rodzice kupili nam takie "przemysłowe" też. Na moje całość wygląda ślicznie - i uwierzcie mi lub nie ale całość na żywo prezentuje się wyśmienicie - mimo wrażenia z pierwszego zdjęcie słowo daję, że całość jest oświetlona!


Taka nasza zieloniutka!

sobota, 18 grudnia 2010

Nie? Bo nie!


Postaram się krótko. Nie pisałam, bo? Bo nie:) Ot, tak. Co się działo? Krewet – będący nadal Krewetem - zdrowy jak rydz! W pierwszym dniu 34 tygodnia waży 2300! O losie! Prawdopodobnie rodzimy jednak naturalnie. Wymaz na paciorkowce zawieziony do laboratorium. Przykazanie, że jeśli ciśnienie będzie powyżej 150/100 – do szpitala zasuwać. Tyle. Bez szczególnych podniet – poza pierwszym KTG – położna zapytała tylko czy Syn zawsze się tak wierci czy to chwilowa podnieta – na słowo zawsze zaczęło się szukanie Kreweta po całym brzuchu:) Ale udało się 10 minut, bo 10 minut z małymi ucieczkami ale udało się:)
No to dodając jeszcze, że egzamin zdałam – choć za Chiny Ludowe nie wiem na ile – opisałam Wam czwartek. Coś jeszcze? AAAA!!! Choinkę z R. kupiliśmy!

czwartek, 16 grudnia 2010

:)

konstruktywnie! uczyłam się! Tzn. przeczytałam RAZ materiał, który opracowałam z internetu zmiast z literatury - no ale czym w XXI wieku zaskoczy mnie autor ksiązki, która jest 50-tym opracowaniem faktycznego źródła, czym nie jest w stanie zaskoczyć mnie Wujek google? Albo szlachetna i jakże rzetelna wikipedia?
Teraz czekamy na R. i zwijamy się z Krewetem spać bo jutro kolejny ważny dzień w naszym rozwoju!
A tu jeden z wielu efektów nudy - odnośnik - masakra jakaś - komentować nie będę - tu drugie ujęcie - odnośnik . Nie zważając na błędy skupmy się na doznaniach - bezcenne. WSTYD!
W tzw. międzyczasie nie pisałam - bo przeglądanie demotów wydawało mi się bardziej oczyszczające dla umysły.

środa, 15 grudnia 2010

Ey! Fajnie!

Fajnie, że ktoś tu zagląda – prawie 50 osób odwiedziło mojego bloga odkąd powstał – w końcu ma już <o kurka!> 3 dni:) Cieszę się, że czytacie.
Za długie teksty piszę – usłyszałam - więc dzisiaj będzie krótko – oszczędzę pisania o tym, że rano byłam na badaniach, bo jutro z mamy widzenie z Krewetem – wspominałam ostatnio a nie chcę zanudzać, z resztą moje stanowisko w tej sprawie znacie.
Wróciłam i w ramach bycia pilną mamą – studentką mając zamiar uczenia się do jutrzejszego egzaminu – położyłam się spać – a doskonałym pretekstem było to, że wyłączyli prąd – a przecież zimo, światło dzienne niewyraźne – oczu sobie psuć nie będę:)

wtorek, 14 grudnia 2010

Paranoja - zimowo - porodowo - wyprawkowo - szpitalno - lekowo - wagowa...

Jejciu, jaki ja mam czasem bałagan w głowie. Nie wspomnę już o tym, że stymulacja i układ snów jest wprost proporcjonalny do narastającego stresu mojego i Męża – tak się dziko nakręcam i śnią mi się porody, miedzy nimi jakieś przeplatance z dni poprzednich, z gonitw myśli. Ech.
                Nie poszłam na uczelnie. Ani dziś ani wczoraj – a co tam! Wczoraj wolne z wyrafinowania miało być, z bezczelnym wyłączeniem budzika i pójściem spać dalej – wstałam z cudowną myślą, że zrobiłam dla Kreweta coś pożytecznego i spałam dłużej – a tu co? Odczytuje sms-a „zajęcia odwołane” – ech i popsuli.

niedziela, 12 grudnia 2010

Dalej - tak, w ramach wstępu

W zasadzie to nie wiem czy bardziej dla siebie czy bardziej dla Niego – bez konkretnej przyczyny – konkretnej potrzeby – no może z chęci dotarcia do szerszej rzeczy czytających – a nie tylko „znajomych” z fejsbuka.
                Nakreślę po krótce ( to też chyba niegramatycznie, nie?) profil autora. Kobieta, ’87, mężatka, w 33 tygodniu ciąży (stan na dzień 12/12/10) – pierwsze dziecko – stąd może wynikać delikatne natręctwo tematyczne – opowieści o pierwszych defekacjach Naszego Synka postaram się Wam oszczędzić. Dalej. <O losie! Ze trzeci raz zmieniam pozycje do pisania – może teraz Mąż się zlituje i dokona dla mnie zakupu podkładki pod laptopa – takiej o, do siedzenia sobie na kanapie i swobodnego pisania bez poduszek, miliona pozycji i wiercenia się jak owsik). No, ale dalej.

Blogowa defloracja.

    No to założyłam. Zdania nie zaczyna się od "no", prawda? Ale to w końcu moje miejsce, bede zaczynała od czego będę chciała i będę pisała o czym będę chciała, w obojętnie w jakiej kolejności wydarzeń i jak bardzo chaotycznie:)
    W zasadzie szukałam inspiracji do założenia bloga juz od jakiegoś czasu, mąż zaraził mnie lubością do czytania dzienników sieciowych. Z okresu dorastania pamietam pamiętniki internetowe pełne synonimów słowa "wypociny", wręcz kipiące żalem, nienawiścią do świata, autodestrukcją, albo wręcz przeciwnie tryskające cukierkowością, plotkami i ploteczkami - wszystko objaw wołania o uwagę. I tym sposobem zraziłam się do blogowania jak i znielubiłam ludzi, którzy zanadto chętnie wpuszczają mnie do świata swoich wewnętrznych frustracji.